Powrót do zapomnianego hobby (3)
Powrót do zapomnianego hobby okazał się nie taki trudny i skomplikowany jak na początku się wydawało. Tak zwane "moczenie kija" może być profesjonalne ze sprzętem wysokiej klasy, wędkami, na każdy rodzaj przynęty i gatunek ryby.
Z łodziami profesjonalnymi wyposażonymi w echosądy i silniki bezobsługowe i ze zwykłymi skorupkami mieszczącymi zaledwie jedną osobę, czy też pływadełkami ledwo co unoszącymi się z wędkarzem na powierzchni wody obok czcinowisk, a to wszystko poruszane za pomocą wioseł i siły wędkarza.
Dobrą ilustrację tego co pisze może okazać się film, który dość często pojawia się na stronach FB w ostatnim czasie. Umieściłem go również na moje stronie jako załącznik w zakładce "Film" a zarazem filmowy komentarz mojego tekstu.
Louis de Funès odtwarzający role niewprawionego wędkarza nie posiadającego wyrafinowanych wędzisk i całego osprzętu potrzebnego do łowienia ryb, startującego na zawodach wędkarskich, gwarantuje komiczną kanwę tego filmu.
Pewnie podobnie i ja wyglądałem w pierwszych dniach swojego wędkowania, trochę nie zaradny, nie umiejący posługiwać się w sposób profesjonalny trzymanym w dłoniach wędziskiem.
Za każdym razem gdy przychodziłem na stanowisko nieśmiało przez swoje ramię podglądałem zachowanie innych wędkarzy. Z czasem coraz bardziej poznawałem „trudny” kunszt połowu ryb na wędkę. Posiadałem w tym czasie dokładnie dwie wędki będące swojego rodzaju pamiątką zakupiona one był jeszcze w Libanie podczas swojego ostatniego pobytu na misji, i co najciekawsze ani razu nie korzystałem z nich i tam i tu po powrocie. Leżały tak długo że obawiam się, że w między czasie mogę z dużym prawdopodobieństwem spodziewać się jakiś małych usterek. I tak się stało, za którymś z kolei razem gdy rozkładałem wędkę obluzowały się dwie przelotki. No i już kolejny wydatek , zakup kleju i naprawa usterki. Dobrze, że to tylko tyle. Kolejną niewielka usterka było uszkodzenie szczytówki podczas składania wędki. Może to trochę przez nie uwagę, myślę jednak ze był to ewidentny brak delikatności podczas obchodzenia się z takim sprzętem. Wszystkiego człowiek musi się uczyć nawet obsługi tak delikatnego sprzętu.
Kilka razy wędkarze, którzy stali obok mnie zwracali mi uwagę, z jednej strony na trzymanie wędziska, zakładanie przynęty na haczyk, również zwrócono mi uwagę na przechowywanie złowionych ryb. No cóż pewnie koledzy wędkarze w tym co mówili, mieli rację.
Szczecinecka "Mysia wyspa" z drewnianym bungalo i wsadzonymi w piasek plaży palmami z orzechami kokosowymi przypomina trochę Karaiby. One są daleko, a my mamy kawałek własnej plaży z morskim piskiem i mnóstwem gości odwiedzających te miejsce.
Postanowiłem zmienić miejsce swojego wędkowania. Do póki nie znajdę swojego, pewnego 100 % miejsca, pozostanę przy miejscach ogólnie dostępnych. Na razie przeniosłem się na druga stronę jeziora. Nowe miejsce okazało się zdecydowanie lepsze pod niemal każdym względem między innymi połowów ryb. Tu pojawiły się pierwsze sukcesy w postaci dorodnych leszczy i mnóstwa sprej drobnicy płotek. Tak czy inaczej każda obecność po zmianie miejsca, kończyła się oprawianiem ryb w domu, i słusznie bo w końcu po to chyba jedzie się na ryby.
Zmiana miejsca wędkowania pozwoliło mi przemyśleć wiele rzeczy a ponadto spokojnie z perspektywy jeziora spojrzeć na nasze miasto i jeden z potężniejszych zakładów pracy, jakim jest szczecineckie krono.
Chyba dobrze się złożyło ponieważ w czasie gdy przyjeżdżałem na „Mysią wyspę” w zakładach produkcji płyt dokonywana była wymiana systemów kominowych i zakładany był filtr o który wcześniej tak wiele się mówiło w mediach i w środowisku miejskim. W tym czasie produkcja była wstrzymana więc i kominy nie dymiły i nie zanieczyszczały powietrza. Więc spokojnie mogłem delektować się i wdychać świeże niczym nie skażone powietrze, wypełnione zapachami i wszelkimi aromatami lasu i pobliskich jezior. Zapach aromatu drzew był na tyle silny i skondensowany, że stojąc na pomoście wyraźnie czuło się aromat żywicy z drzew iglastych, które zgodnie z planem pozyskania leśnego były wycinane przez robotników leśnych zatrudnionych przez leśniczego Wojtka mającego pod swoja pieczą ten skrawek lasu.
Jedynie spokój przebywania na pomoście zakłócało momentami, ścinane i spadające w ostępie leśnym drzewo, które z wyraźnym hukiem i łomotem łamanych gałęzi sygnalizowało swój nieuchronny koniec leśnego żywota. Za jakiś czas po tym zdarzeniu powietrze nasycało się na tyle mocno żywicznym aromatem że już w oddali wiadomo było że w lesie coś się dzieje i nie tylko słyszało się to ale również i czuło. Intensywne powietrze rozścielało się po okolicy w osobliwy sposób głosząc to że źródło teko przepięknego żywicznego aromatu za niewielką chwile opuści las.
Przebywałem na pomoście, trzymałem w dłoniach wędkę i czując te zapach mogłem wyłącznie pomyśleć o tym wszystkim co działo się w tym samym czasie w lesie. Nie mając na to żadnego wpływu mogłem jedynie tylko być biernym świadkiem a teraz w dosłownie kilku zdaniach opisać tę sytuację.
Wędkowanie na pomoście obok często uczęszczanej plaży, niemal w miejscu publicznym ma swoje minusy ale również i plusy.
Niewątpliwie minusem jest dość częste odwiedzanie osób i bierne przypatrywanie się moim czynnościom, co bardziej odważne osoby a może bezpośrednie bez pozwolenia i pytania podnosiły siatkę by zobaczyć czy coś złowiłem czy też w siatce nie ma żadne ryby. Takie działanie ludzi, których w końcu się nie zna jest trochę denerwujące ale cóż, nie robią żadnej krzywdy, ani szkody więc niech sobie zaglądają, nie przeszkadzają na tyle by brutalnie przerywać ich ciekawość do obejrzenia efektu mojego wędkowania.
Jednak w śród odwiedzających mnie ludzi, stojącego na pomoście i trzymającego wędkę w swoich dłoniach bywają również ludzi którzy bardzo chętnie wchodzą w rozmowę ze mną. Poruszane tematy przez odwiedzające mnie osoby są naprawdę i na różnym poziomie i w różnym spektrum tematycznym.
Pewnego razu zawitał do mnie człowiek, który wraz ze swoją małżonką zapragną odwiedzić Szczecinek i pomieszkując w nim trochę chciał zwiedzić okolicę. Tak się złożyło że ktoś mu podpowiedział że jest takie miejsce jak "Mysia wyspa" i przyjechał. Okazało się, że jako młody człowiek opuścił Polskę i wyjechał do Stanów. Tam osiedlił się na stałe w Massachusetts, gdzie podjął pracę, założył rodzinę i ma dom. Wiele opowiadał mi o swoich sukcesach wędkarskich w rejonie swojego zamieszkania. O rybach, które można tam łowić a w Polsce niestety ich nie ma, o sile tych ryb i oczywiście o tym wszystkim co z nich można zrobić.
25 centówka wybita na cześć Stanu Massachusetts
Stan Massachusetts podzielony jest na 14 hrabstw, z których największe pod względem liczby mieszkańców jest hrabstwo Middlesex, a największe pod względem powierzchni całkowitej jest hrabstwo Worcester.
Rozmowa toczyła się przez długie chwile, a gdy powiedziałem że jakiś czas temu odwiedziłem Stany i również wędkowałem ale po drugiej stronie w Stanie AZ Lake Pleasant Regional Park, no to już rozmowa nie tylko dotyczyła wędkowania, rozmawialiśmy o Polonii, o tym co robią, jak spostrzegają polska rzeczywistość w realiach współczesnej Europy. Wiele miejsca w naszej rozmowie zajęła kwestia emigracji pod kontem tego co dzieje się w ostatnim czasie na wybrzeżu Włoch, Turcji, Francji i Hiszpanii.
Można było by wiele miejsca poświęcić naszej rozmowie, ale jak to bywa wszystko kiedyś się kończy i ma swój kres. Pożegnaliśmy się z serdecznością, życząc powtórnego spotkania i podobnej ciepłej i otwartej rozmowy, może następnym razem, tam, za oceanem.
Łowiąc ryby w takich miejscach jak sobie upatrzyłem, gdzie zwykli ludzie mają możliwość odwiedzenia mnie, pewnie bardziej przez czysty przypadek niż potrzebę kontaktu, korzystam na tym osobiście, ponieważ wdając się w prostą rozmowę rozpoczynająca się od słów powitania a w kontynuacji tej rozmowy prowadzimy dysputy na temat czystości powietrza i zasadności funkcjonowania firmy Krono w naszym mieście. Podnosimy sprawy pełnienia funkcji przez naszych lokalnych polityków i szereg innych kwestii które bardzo mocno wciągają do prowadzenia rzeczowych rozmów z których bardzo wiele i dla mnie i dla mojego rozmówcy wymiana myśli i wypowiedzianych słów bardzo dużo daje.
Interesują mnie trochę sprawy związane z kulinariami, nie jestem może super szefem w kuchni ale coś potrafię zrobić. Któregoś dnia odwiedził mnie człowiek w podeszłym wieku który jak to zwykle bywało rozpoczął rozmowę od zapytania : "Jak połowy", i od tego się zaczęło temat skierowany został w stronę kulinariów a szczególnie w temacie ryb. Ze względu że już trochę tych niewielkich rybek miałem złowionych a w śród nich przeważająca ilość sporej wielkości płotek, rozmowa potoczyła się właśnie w tym temacie. Co można zrobić z płotek i czy ta ryba jest ryba wartościowa pod względem kulinarnym.
Dalsze rozwinięcie tego tematu można będzie odnaleźć na stronie "Kociołek myśliwego" w zakładce "Ryby niszowe".
Wydawało mi się że temat ten wyczerpałem choć nie do końca doprowadziłem niektóre rozpoczęte watki. Niemniej podjęcie tematu w zakresie kulinariów uznałem jako zakończenie mojej wypowiedzi na temat nowego hobby jakim jest wędkarstwo.
Jednak doświadczony ostatnimi wydarzeniami jestem zmuszony do zajęcia stanowiska w tej kwestii.
W dniu wczorajszym tj. 27 lipca 2018 udałem się po kilku dniach nieobecności na pomoście przy "Mysiej wyspie" na rybki, sadziłem że pomimo upałów uda mi się złowić choć kilka płotem może ładnego leszczyka.
około godziny 11,00 byłem już na pomoście, rozłożyłem swój sprzęt i wyrzuciłem do wody zestawy na płotkę z dwóch wędek. Po jakiejś godzinie, bez ostrzeżenia przy pomoście pojawiła się żaglówka z dwoma mężczyznami na pokładzie. W tym momencie oburzony ta sytuacją głośno zwróciłem na tak negatywne zachowanie uwagę. Jednocześnie rozpocząłem zwijanie jednej z wyrzuconych wędek tak by nie spowodować uszkodzenia żyłki i pozostałych elementów zestawu. Żaglówna a raczej osoba kierująca tym czymś pomimo mojej prośby nie zmieniła swojego kursu i dalej podążała w zbliżenia się i zacumowania przy pomoście. Drugiego zestawu pomimo bardzo szybkiej mojej reakcji już nie udało się do końca zwinąć. Żyłka zaczepiona została o kil żablówki i w żaden sposób nie mogłem jej zwinąć ani tez wyciągnąć.
Oburzony tą sytuacją jednoznacznie stwierdziłem wypowiadając swoje słowa oburzenia że ludzie ci nie maja ani szacunku do drugiego człowieka anie nie potrafią się zachować w sposób cywilizowany.
W końcu udało się wyciągnąć zestaw. Błędem moim było to że od razu nie sprawdziłem jego stanu technicznego , czy nie ma przetarć i uszkodzeń.
W między czasie powiadomiłem policje o zajściu i poprosiłem o przypłynięcie patrolu wodnego w celu zwrócenia uwagi dla osoby kierującej żaglóka że jego postawa i zachowanie nie jest godne.
Policjant oczywiście poprosił dokumenty ode mnie jednak nie zażądał ich od osoby kierującej żaglówka , kto więc jest winny w tej sytuacji, a może pan który kierował żaglówka jest na tyle znana osoba że nie trzeba było nawet jej legitymować.
Po pewnym jednak czasie żaglówka z dwoma wyjątkowo "grzecznymi" panami odpłynęła a ja mogłem wrócić do wędkowania .
Pierwszy rzut zestawu z założona nową przynętą do wody i spławik razem z całym zestawem odłączył się od pozostałej części żyłki i zginą w czeluści wody. Jaką więc poniosłem stratę , raczej znikoma ale jednak wymierną i wyliczalną na środki pieniężne, według mojej oceny była top kwota około trzydziestu złotych. Tyle mnie kosztowało spotkanie z panem, który twierdził, że posiada uprawnienia do kierowania żaglówką, które nie zostały zweryfikowane przez policjanta z patrolu wodnego. Czy tak powinno być? Jezioro jest własnością publiczną więc i zachowanie ludzi korzystających z tak przyjemnej rzeczy jaką jest woda powinno ograniczać zapędy co niektórych wartkich żeglarzy którzy o żeglowaniu mają cokolwiek mgliste pojecie.