top of page

Libański „Orient Express” 

 

W zamierzchłej przeszłości Rosh Hanikra służyła jako punkt przejścia dla potrzeb handlu pomiędzy Libanem, Syrią, Egiptem i Izraelem a także Afryką. W Starym Testamencie (Bib. 13. wer. 6) spotyka sie wzmiankę o osadzie granicznej tego okresu, plemion izraelitów, która miała być na południe od dzisiejszej Rosh Hanikra. Żydowscy mędrcy odnosili się do istniejącego w rejonie Rosh Hanikra klifu jako “The Ladder of Tire”. Po arabskim podboju tych terenów miejsce zostało przemianowane na  „Nawakir” (arab. „groty”). Obecna nazwa Rosh Hanikra, jest wersją zhebraizowaną słowa „Nawakir”. Aleksander Macedoński (323 p.n.e.) wydał polecenie i sfinansował wykonanie tunelu w celu przejścia dla jego armii.

Pierwsze dokumenty i rysunki mówiące o przejściu w tym miejscu mówiły o schodach i półkach przytwierdzonych do skał w celu ułatwienia przejścia dla pielgrzymów a wcześniej dla żołnierzy ówczesnych armii.

Pierwsza droga dostępna dla pojazdów mechanicznych została zbudowana przez Brytyjczyków w czasie I Wojny Światowej. Podczas II Wojny Światowej Brytyjczycy wykopali tunel o długości 250 m w celu budowy linii kolejowej pomiędzy Bejrutem a Hajfą, w ten sposób ułatwiając transport ładunków z Egiptu na północ dla potrzeb swojej armii.

W okresie Mandatu Brytyjskiego droga przez tunel została udostępniona dla ludności lokalnej w celu prowadzenia handlu. Biuro i stacja graniczna umieszczona została w Rosh Hanikra.  Najbliższa stacja i posterunek libański znajdował się dwa kilometry na północ w miejscowości Naqoura (budynek sztabu PKW). W tym okresie jedyne tory kolejowe znajdowały się na odcinku od Bejrutu poprzez Sajdę, Tyr, Naqourę, Rosh Hanikra, Naharyja, Akka do Hajfy gdzie znajdowała się końcowa stacja. W marcu 1948 roku podczas izraelskiej wojny wysadzone zostały tory oraz istniejące przejścia w grocie w celu uniemożliwienia najazdu na Izrael wojsk libańskich.

Obecnie na Bliskim Wschodzie jedyne połączenia kolejowe znajdują się na terenie Izraela pomiędzy miejscowościami Naharyja przez Akko, Hajfa do Tel Awiwu, są one jednymi z najbardziej nowoczesnych zmodernizowanych i ochranianych połączeń kolejowych na świecie. Na terenie Libanu, natomiast połączenia kolejowe nie istnieją, choć poruszając się po Libanie w rejonie Sajdy i Bejrutu zauważyć można złomowiska na których widać stare już zerdzewiałe wagony straszące swoimi zniszczonymi w trakcie nalotów bombowych kształtami.

Do dnia dzisiejszego przetrwały pamiątki w postaci zniszczonych i wystających tu i ówdzie torów kolejowych, zrujnowanych i zasypanych tuneli. Jednak w przyszłości istnieje nadzieja że mieszkańcy Bliskiego Wschodu zrozumieją potęgę porozumienia i zakończenia bratobójczej wojny która nikomu niczego nie daje. Ponieważ kilkanaście lat temu wybudowano nowoczesna autostradę przebiegająca przez cały Izrael, która kończy się około dziesięciu kilometrów od granicy Izraela z Libanem. A ze strony Libanu zbudowano podobna arterie komunikacyjną biegnąca od Trypoli poprzez Bejrut, Sajdę kończąca się poza granicami Miejscowości Tyr około 10 do 15 km od granicy Libanu z Izraelem. Może kiedyś te drobi połączą się a na Bliskim Wschodzie dojdzie do podpisania układów pokojowych, które doprowadza do zaniechania waśni i niekończących sie wojen.

Będąc na misji na Bliskim Wschodzie wielokrotnie miałem okazje czy to służbowo czy też prywatnie odwiedzenia wielu terenów niedostępnych dla turystów z powodu toczących się tam niemal regularnych walk zbrojnych czy to na pograniczu izraelsko – libańskim, czy też w strefie Doliny Beka z jej wspaniałościami architektonicznymi w miejscowościach Balbek i Anjar. A i po stronie izraelskiej nie brakuje takich miejsc w których turysty raczej się nie spotka. Mam jednak nadzieję że kraje te pomimo „wiekowych” konfliktów i nieporozumień znajdą kiedyś wspólne zdanie z korzyścią dla wszystkich, dowodem tego niech będzie choćby budowana autostrada i brakujący krótki odcinek drogi.

 

W mediach czasami pojawiają się ciekawe watki historii związanej z kolejnictwem na ziemi libańskiej, postaram się śledzić te zapomniane już historie i łączyć je w jedna całość. W artykule umieszczonym poniżej doszukałem się polskiego  powiązania co jeszcze bardziej zaciekawia mnie i interesuje. Ta historia jest jedna z wielu która wątki i powiązania libańskie splata z polskimi.

 

Tekst przetłumaczył oraz opracował: Marek Bublej

Libańscy kolejarze w samych superlatywach wypowiadają się o polskich lokomotywach. W Libanie SU45 ciągnęły ropę naftową, olej napędowy i cement z Bejrutu, a także niemieckie pasażerskie wagony. Przetrwały wojnę i kursowały aż do 1997 roku. Potem słuch o nich zaginął.

Michał Bis o polskich lokomotywach w Libanie dowiedział się dzięki książkom Pawła Terczyńskiego. Michał od lat fotografuje pociągi. Nakręcił nawet film dokumentalny “Złote gody EU06, który otrzymał pierwszą nagrodę na międzynarodowym festiwalu filmów w Austrii. Postanowił, że kolejne jego dzieło będzie o SU45 w Libanie. Trzeba je było tylko odnaleźć.

Nikt nie wierzył, że to możliwe. Słyszał, że maszyny zostały pocięte, zniszczone, nie przetrwały wojennej zawieruchy. Od 2012 roku zasypywał pismami libańską ambasadę w Warszawie, ale nikt nie był zainteresowany pomocą. Nie odpowiadano też na prośby o zgodę na filmowanie. Gdy Michał dalej opowiadał o planach związanych z podróżą do Libanu, wszyscy myśleli, że blefuje.

Wszystko się zmieniło, gdy Michał poznał na Facebooku Libańczyka. Okazało się, że jego wujek pracował na libańskiej kolei i zna osoby, które jeździły polskimi maszynami przez wiele lat. W 2015 roku Michał poleciał do Bejrutu.

Historia Michała i jego podróży do Libanu jest tak samo intrygująca, jak losy polskich lokomotyw. Libańska kolej dalej nie była zainteresowana pomocą. Bezinteresowną, dodajmy, bo dyrektor państwowej kolei, owszem, mógł wyrazić zgodę na filmowanie, ale liczył, że w zamian dostanie jakiś “prezent”. Na szczęście po dwóch dniach ciężkich negocjacji dał Michałowi zielone światło.

 

SU45 - polski fiat na libańskich torach

Jeszcze przed II wojną światową produkowaliśmy bardzo dobre lokomotywy parowe, które wysyłane były do Związku Radzieckiego, MarokaWietnamu i Filipin.

Po wojnie sami musieliśmy odbudować transport kolejowy. Produkcja przedwojennych parowozów pozwoliła szybko uzupełnić braki w taborze, ale wiadomo było, że zastępstwa należy już poszukać w nowoczesnej trakcji spalinowej. Padł pomysł, by odkupić licencję od Austriaków, którzy mieli ciekawą lokomotywę, ale drogą i na dodatek nieprzetestowaną, więc zakup był ryzykowny. Postawiono więc na lokomotywę skonstruowaną przez zakłady Cegielskiego. Dzięki kontaktom z włoskim Fiatem, udało się pozyskać nowoczesny silnik i tak powstała polska uniwersalna lokomotywa spalinowa SU45. Nazywana też przez kolejarzy “fiatem”.

Wraz z postępem elektryfikacji w Polsce lokomotywy spalinowe odstawiono na boczny tor. Ale zakłady Cegielskiego wiedziały, że mogą sprzedać maszyny innym państwom. Rozmowy prowadzono z Grecją czy Syrią, ale tylko z Libanem udało się doprowadzić negocjacje do szczęśliwego zakończenia.

Podróż z Polski do Libanu trwała miesiąc. Konwój składał się z wagonów z częściami, wagonu socjalnego i trzech lokomotyw SU45. Liban chciał kupić w sumie 20 maszyn, ale skomplikowana sytuacja polityczna (w latach 1975–1990 trwała wojna domowa pomiędzy muzułmanami a częścią ugrupowań chrześcijańskich) spowodowała, że stanęło na trzech maszynach wyprodukowanych przez zakład Cegielskiego w Poznaniu.

 

Allah nie widzi wódki w butelce po Pepsi

Konwój mknął przez Polskę, Czechosłowację, Węgry, Jugosławię, Bułgarię, Turcję, by w końcu przez Syrię dotrzeć do Libanu. Uczestniczyło w nim 30 osób, w tym cała ekipa, która na miejscu miała szkolić libańskich kolejarzy. Michał dotarł do niektórych członków załogi. Kierownik całej wyprawy wspomina, że podróż i pobyt w Libanie to największa przygoda jego życia. I scenariusz na kapitalny film. W Turcji koleje tureckie zgubiły wagon. W Syrii muzułmanie integrowali się z Polakami, pijąc wódkę z butelki po Pepsi, by Allah myślał, że to cola.

Na każdym postoju ekipa budziła sensację. SU45 robiły wrażenie, jeszcze w latach 80. lokomotyw zazdrościli nam Niemcy. Były jak na tamte czasy nowoczesne, a z wyglądu bardzo awangardowe. Do połowy lat 80. XX jeździły do Berlina Wschodniego i Lipska. Do dziś może robić to wrażenie - uśmiecha się Michał.

Załoga została w Libanie przez rofwyk. Razem z rodzinami. Polscy specjaliści jeździli po kraju i uczyli miejscowych obsługi maszyn. Pomiędzy dzielnicami latały rakiety, a Polacy tłumaczyli, jak obsługiwać stworzone w naszym kraju SU45. Raz część załogi pojechała samochodem na cywilnych rejestracjach i niewiele brakowało, by zapłacili za to życiem. Nikt nie chciał im uwierzyć, że są tylko polskimi ekspertami od pociągów z delegacji, chciano ich zastrzelić.

Szef wyprawy to człowiek legenda. Libańscy kolejarze mimo upływu wielu lat do dziś ciepło wspominają kierownika Pilarskiego. Zapamiętali go jako człowieka wykształconego, kulturalnego, na poziomie. On sam zaś na wyprawie do Libanu nieźle się dorobił. Nie chciał tam zostać, nie myślał też o ucieczce z kraju, co za komuny było normą. Po powrocie do Polski odszedł z zakładów Cegielskiego. Za zarobione pieniądze wykształcił dzieci, a jego syn mógł założyć znany w całej Wielkopolsce warsztat samochodowy i pozwolić sobie na spokojne, wygodne życie. Z Libanu przywiózł specjalny dokument tożsamości, na podstawie którego zawsze wpuszczony zostałby do kraju, nawet bez polskiego paszportu.

 

Polskie pociągi w wojskowej bazie

Polskie lokomotywy SU45 stoją w wojskowej bazie w Bejrucie, która pilnowana jest przez żołnierzy z bronią automatyczną. Są sprawne, nadają się do dalszej jazdy. Wymagany jest tylko przegląd, wymiana akumulatorów, ewentualnie niewielki remont, by stojąca od lat konstrukcja znowu pracowała sprawnie. Tyle że w warunkach libańskich może być z tym problem.

- Liban po latach wojen i konfliktów nie ma torów. Najpierw trzeba by odbudować szlaki kolejowe, ale na to się nie zanosi - tłumaczy Michał.

Na miejscu Polak rozmawiał z libańskimi kolejarzami pamiętającymi SU45. W Polsce jego rozmówcami byli pracownicy zakładów Cegielskiego, w tym członkowie konwoju, z legendarnym kierownikiem na czele. Michał chce stworzyć film opowiadający niezwykłą historię polskich maszyn.

 

PKP Cargo rezygnuje

 

W 2012 roku tematem filmu zainteresowało się nawet PKP Cargo. Firma miała objąć mecenatem pracę Michała. Umowy były niemalże na stole. Ze stanowiska prezesa odszedł jednak Wojciech Balczun, który w 2016 roku został szefem ukraińskich kolei, a nowy nie był zainteresowany współpracą z Michałem. Podobnie jak inne spółki z grupy PKP, do których wielokrotnie zwracał się autor.

Środki na film o SU45 w Libanie zbiera więc na portalu wspieramkulture.pl. Potrzebuje 10 tys. zł. - Zgromadzone środki chciałem przeznaczyć na postprodukcję filmu tj. wszystkie prace związane z profesjonalnym montażem w studio, koloryzacją, pracą lektora i tłumacza polsko-arabskiego - tłumaczy.

Michał już szykuje kolejną wyprawę - w przyszłym tygodniu leci do Maroka, żeby odszukać kolejne polskie maszyny sprzedane w czasach komuny. Naszą lokomotywę, która w tamtym okresie trafiła do Maroka, można nawet obejrzeć w filmie “Klejnot nilu”. Ponoć jeszcze kilka spalinówek wciąż jest na torach. Michał chce to sprawdzić, uwiecznić, zebrać materiał do kolejnego dokumentu.

A jak zbiórka na film o Libanie się nie uda? - Najwyżej wezmę kredyt - stwierdza Michał, który za wszelką cenę chce doprowadzić pracę do końca.

Autor tekstu: Michał Bis
https://tech.wp.pl/niezwykle-znalezisko-w-libanie-uparty-polak-postawil-na-swoim-i-odnalazl-zaginiony-sprzet

Ciekawi mnie bardzo czy odnajdą się kolejne części historii związanych z kolejnictwem na ziemiach libańskich ? 

Film o polskich lokomotywach w Libanie

Kończą się prace nad realizacją filmu pochodzącego ze Stalowej Woli miłośnika kolejnictwa Michała Bisa. W czerwcu powinna być gotowa ekranizacja jego wyprawy do Libanu podczas której realizował projekt „Śladami polskich inżynierów - 301Dc w Libanie”.


Czytaj więcej: http://www.echodnia.eu/podkarpackie/wiadomosci/stalowa-wola/a/film-o-polskich-lokomotywach-w-libanie,11723840/

Piętnastominutowy film będzie pokazywał losy trzech polskich lokomotyw 301Dc, które aktualnie znajdują się w prowizorycznej hali na przedmieściach Bejrutu. Michał kilka lat temu za sprawą książki Terczyńskiego, trafił na trzy 301Dc wyeksportowane do Libanu. Maszyny mimo, że zostały wyprodukowane w połowie lat 70 XX wieku, przetrwały najcięższe lata dla Libanu (wojnę domową, I i II wojnę w Libanie) i są nadal sprawne. Lokomotywy jeszcze w latach 90 XX wieku pracowały z regularnymi pociągami pasażerskim. 

W grudniu 2015 roku tak Michał wspominał po przyjeździe z Libanu: - Wróciłem z wyprawy bardzo zadowolony. Udało się sfotografować polskie lokomotywy w Bejrucie. Byłem w Trypolisie gdzie stało około 40 cystern z Świdnicy i Dolinie Bekka, gdzie było kilka tokarek z Cegielskiego. - Film jest na końcowym etapie postprodukcji i do końca czerwca zostanie zmontowany. Planuje pokaz dla mieszkańców w Stalowej Woli. Zostanie on także zaprezentowany w Libanie - informuje z dumą Michał Bis. Jak się dowiedzieliśmy pasjonat kolejnictwa przygotowuje się do kolejnej wyprawy, tym razem do Ameryki Południowej, gdzie będzie kręcił film dokumentalny o kolei Ferrocarril Central del Perú i Erneście Malinowskim. - Aktualnie poluję na tani bilet do Limy lub Bogoty i z tego powodu wyjazd uda się zrealizować dopiero w drugiej połowie 2018 roku. Oprócz przejazdu koleją chcę wybrać się do najlepiej zachowanego miasta Inków Machu Picchu i Kanionu Colca. W Peru aktualnie przebywa i pracuje mój kolega ze studiów, który obiecał pomoc na miejscu - wyjaśnia Michał Bis.

bottom of page