Powrót do zapomnianego hobby (1)
Lata mijają , pesel jednoznacznie wskazuje że licznik idzie coraz bardziej do przodu. Przeprowadzając swego rodzaju reminiscencję swojego życia, gdzie w oddali pamięci majaczą obrazy gdy jako małe pacholę razem ze swoim wujkiem jeździłem na ryby, i o dziwo czasami szczęście mi dopisało i do domu przywiozłem przez siebie złowione jakieś niewielkie sztuki. Jakież moje było szczęście gdy pewnego razu podczas takiego wypadu na wędkowanie z łódki na Piławie trafił mi się dorodny węgorz. Gdy przywiozłem go do domu moja mama z niedowierzaniem patrzyła na szczęściarza, który trzymając swoje trofeum w dłoniach triumfalnie wkroczył do domu, każdego domownika o tym głośno informując. Dla młodego chłopaka takie trofeum jeszcze do tego własnoręcznie wyłowione z wody za pomocą wówczas prymitywnej bambusowej wędki było nie lada wyczynem. Wędka ta, to były dwa bambusowe kije złączone metalowymi rurkami. Na nich umieszczone były przelotki, dziś pewnie takich już nikt by na swoją wędkę nie założył, ale wówczas w zupełności spełniały swoje zadanie. Najciekawszą częścią tej wędki były najzwyklejszy, najbardziej prosty kołowrotek, trochę przypominający taki profesjonalny na pstrągi. Aż dziw, że przy pomocy takiego sprzętu udało się wyciągnąć dość pokaźnego węgorza. Dzień ten w pamięci młodego człowieka tak mocno zapadł, że dziś, po upływie tak wielu lat, jako dorosły człowiek, niemal pamiętam każdy moment, każdą chwilę zmagania się z tym jeziornym „potworem”, każde drgnięcie wędki i wyprężenie się jej w chwili wyciągania takiej ryby z otchłani jeziora.
Wędka ta choć będąca jedynie kijem bambusowym służyła mi jeszcze przez wiele sezonów do łowienia płotek i leszczy na spławik na jeziorach wokół mojego miasta. Jeszcze nie raz cieszyłem się ze swoich sukcesów, jednak takiego spektakularnego sukcesu wędkarskiego jak wówczas, w tamtym czasie już nie powtórzyłem.
Po zachwycie wędkowaniem w szczenięcym okresie swojego życia, nastąpił długi zastój w uprawianiu tego hobby.
Dobrych kilka lat temu postanowiłem powrócić do swoich wędkarskich korzeni. Rozpocząłem oczywiście od najważniejszego, egzaminu dla nowo wstępujących. Tamta legitymacja gdzieś zaginęła, a szukać jej chyba nie było większego powodu, już tyle lat nie uprawiałem wędkarstwa, dlatego trzeba było rozpocząć wszystko od początku.
Do egzaminu przystąpiłem z kilkoma swoimi przyjaciółmi, nie na wszystkie pytania komisji udało mi się odpowiedzieć zgodnie z regulaminami i przepisami. Niemniej egzamin został poprawnie zaliczony. I oczywiście trzeba było uczcić ten sukces wspólnie z kolegami. Nie wiele zachowało się z tego czasu w pamięci, podejrzewam, że ktoś przez pomyłkę wygumkował mi wszystkie zapisy z tego wieczoru, choć następny dzień po spotkaniu wszyscy doskonale wiedzieliśmy że od tego momentu możemy cieszyć się tak zwanym „moczeniem kija”.
Tak czy inaczej od momentu złożenia egzaminu na kartę wędkarską do dziś minęło jakieś dobrych kilka lat, a może kilkanaście lat, kto by to zliczył.
Teraz gdy jestem już, jak to powiedział by mój nie żyjący już przyjaciel Henryk Jeszke, „stypendystą ZUS-u” mogę sobie pozwolić na niewybredną chęć powrotu do swoich zainteresowań z przed wielu, wielu, wielu lat.
Sama chęć powrotu do wędkowania narodziła się w momencie gdy przystępowałem do egzaminu, jednak w ostatnich miesiącach rozpocząłem gromadzenie akcesoriów i niezbędnego do połowów wędkarskich sprzętu. Każdego miesiąca zakupywałem jakiś drobny element a to silikonowe przynęty na drapieżniki zdecydowanie na spinning, a to jakiś spławik raz na drobnicę a drugim razem na coś większego. Oczywiście te wszystkie rzeczy trzeba było gdzieś gromadzić więc kolejnym zakupem był porządny plastykowy organizer, taki by wszystkie niezbędne elementy wykorzystywane w praktyce mogły być w nim umieszczone. Teraz gdy już jakiś czas wędkuję to okazuje się, że nie wystarczy kilka spławików i haczyków a do tego jedna wędka. Musi być coś zdecydowanie więcej, i po woli , po malutku zasobnik z akcesoriami zaczyna rosnąć i się wzbogacać coraz to w nowe atrybuty i akcesoria.
To jest szczegół, dlatego że w trakcie rozmów z zapoznanymi w podczas wędkowania kolegami wędkarzami dowiedziałem się że zakupują coś w tym momencie potrzebnego do uprawiania swojego zamiłowanego hobby, i odstawiają na półkę. Po jakimś czasie jednak zastanawiają się czy kupili to czy jeszcze nie i dokonują ponownego zakupu. Jakież jest ich zdumienie gdy odkrywają, że zakup został zdublowany. No cóż zdarza się jednak nie zawsze o takim fakcie nie wspominamy swojej małżonce, generalnie wszystko zależy od ceny tego co zakupiliśmy w celu uzupełnienia swoich elementów i akcesoriów wędkarskich, bo reakcja ujawnienie takiego faktu naszych małżonek jest zawsze podobna.
CDN.